Udział w Pornichet Select miał być dla mnie sprawdzianem na Atlantyku. Lokalni francuscy żeglarze nazywają je po prostu SELECT. Spowodowane jest to szczeblem trudności regat. Jest to jeszcze wiosenny, czyli bardzo zimny Atlantyk- Zatoka Biskajska. Trasa ma 14 punktów zwrotnych, z których w sumie trzeba minąć w 21 punktach. Są to znaki kardynalne umieszczone blisko wysepek, mielizn i skał. Ściganie się w takiej okolicy jest bardzo trudne nawigacyjne zwłaszcza, że są to wody pływowe. Niezbędne jest zgranie w czasie i dokładna analiza rasy, ponieważ przy wysokiej wodzie można skrócić o parę kabli naszą drogę, gdy możemy przejść jeszcze bliżej niebezpiecznych miejsc przy HW, co automatycznie podciąga w kwalifikacji ogólnej. Na Select nikt nie odpuszcza jest to typowy sprint lasy Mini.
Dla mnie regaty nie zaczęły się dobrze. Przy pierwszym starcie miałem kolizję z innym jachtem. Szliśmy blisko siebie na start w pierwszej linii, jacht z lewej zaczął mnie ostrzyć, ja nie miałem miejsca po swojej prawej, o czym poinformowałem z wypiekami na twarzy. Jacht po lewej odpuścił żagle, zwolnił i ostrząc zrobił zwrot, ja musiałem uciec w prawo, więc również zrobiłem gwałtowny zwrot by nie wjechać w kolegę z prawej strony, w tym momencie zostałem zahaczony przez ostrzący mnie jacht i została złamana prawa rurka poruszająca płetwą sterową.
Start został powtórzony z uwagi na dużą liczbę jachtów, które przeszło linię na falstarcie. Do drugiego startu nie podszedłem, więc oficjalnie nie wystartowałem w wyścigu. Piszę o tym, bo moja wola walki nie zgasła, planowałem wrócić do portu i naprawić rurkę. Po szybkiej konsultacji z Radkiem oraz ocenie sytuacji zarówno formalnej dotyczącej czasu otwarcia startu a czasu naprawy uszkodzenia nie miałem możliwości powrotu na trasę regat.
Gdy czekałem na ponton, który holował mnie do portu patrzyłem na start osiemdziesięciu jachtów idących w głębokim przechyle na pierwszym refie na grocie wprost do wyjścia z zatoki. Był to piękny widok, lecz smakował gorzko. Ogromnie cieszę się, ze jestem w środku światowego żeglarstwa, szalenie dużo wiedzy i umiejętności czerpię od kolegów z klasy. Konfrontuję to z moimi doświadczeniami sprzed ostatnich trzech lat i cieszę się, bo widzę, że moja droga dojścia w to miejsce okazała się bardzo szybka pełna dobrych drogowskazów i wyborów oraz przesycona możliwościami kształcenia się w obsłudze statku.
Pęknięta rurka jest już naprawiona a jacht jest sprawny, obyło się bez udziału ubezpieczyciela, ponieważ węgiel i żywicę mam ze sobą. To była bardzo dobra lekcja, lekcja pokory i trening mojego usposobienia do całego przedsięwzięcia. Wiele czasu i energii zainwestowałem w ten start, który skończył się tak szybko. To potrafi zrzucić morale na niski poziom. Tak to w sporcie, szczególnie tym bardzo technicznym bywa. Trzeba być na to przygotowanym. Świetnie, że i jak byłem na to przygotowany, technicznie i mentalnie.
Kwalifikację, nie są zagrożone, ponieważ mam przed sobą jeszcze kilka regat, z których suma mil zakwalifikuję mnie do Mini Transat 2019 Teraz pozostaje mi optymistycznie patrzeć w przyszłość.