zanim przeczytacie o regatach chciałbym poinformować :
H+H POLSKA oficjalnym partnerem przygotowań do MINI TRANSAT 2019
H+H POLSKA, należy do duńskiej Grupy H+H, jednego z wiodących producentów i dostawców elementów ściennych z betonu komórkowego i silikatów w Europie. Na polskim rynku firma jest obecna od 2006 roku i konsekwentnie ugruntowuje swoją pozycję, dostarczając kompletną gamę produktów z betonu komórkowego i silikatów.

W H+H troszczymy się nie tylko o najwyższą jakość produktu, ale również o każdego człowieka. Jako firma zaangażowana społecznie, przyjmujemy najwyższe standardy etyczne, które pozwalają nam zgodnie współdziałać z naszymi pracownikami, klientami, dostawcami, udziałowcami i ogółem społeczeństwa. Uczciwa i rzetelna praca jest podstawą dobrze działającego przedsiębiorstwa, a szacunek do drugiego człowieka powinien być wartością nadrzędną.

Cieszę się, że z taką właśnie firmą znaleźliśmy wspólny język oraz drogę budowania naszego wspólnego sukcesu startu w Mini Transat 2019. Czuje się wyróżniony, że mogę reprezentować H+H na morzach i oceanach jak również w życiu codziennym dbając o nasze dobre imię. Oczywiście nie było by to możliwe gdyby nie pojawili się w odpowiednim miejscu i czasie ludzie którzy umożliwili mi nawiązanie współpracy. Zaufanie jakim obdarzyli mnie zarządzający firmą : Piotr Dauksza – prezes firmy, Wojciech Zdziechowski – dyrektor operacyjny oraz Anna Grzybowska – dyrektor finansowy, jest dla mnie wyróżnieniem, zrobię co w mojej mocy by dobrze reprezentować barwy firmy.
Partnerami mojego przedsięwzięcia są :
- H+H Polska
- Miasto GDAŃSK
- Contender Sailcloth
- Marine Works – Comfort on Board
- Navinord Marine Electronics
Regaty :
Zmiana planów dotycząca mojego kalendarza regatowego wzięła się z nadmiaru czasu. Przygotowania jachtu do żeglugi i wyjazdu zakończyłem dwa tygodnie wcześniej a niżeli zaplanowałem. Można by powiedzieć, że te dodatkowe dwa tygodnie mogłem poświęcić na treningi i żeglowanie na Biskajach przygotowując się do zaplanowanych wcześniej regat Lorient Plastimo.

GPI to wyścig kategorii B z ponad 500 milowa trasa po bardzo ciekawym i nieprzewidywalnym akwenie. Łączy ze sobą żeglugę coastline z pełnomorskim zmaganiem się z żywiołem i konkurencją. W dwuosobowej załodze po starcie z Genui, zawodnicy obierają południowy kurs na Korsykę, a następnie muszą zmierzyć się z przecięciem cieśniny Bonifacio do boi zwrotnej LACALLETTA by przeprawić się przez Morze Tyrreńskie do Giannutri. Wreszcie odkładając się ze wschodu na północ i pełnym gazem dotrzeć do Genui.
Moim priorytetem jest start w prestiżowych oceanicznych regatach samotników Mini Transat 2019. By tego dokonać musze spełnić wymóg posiadania ponad 1500 mil przepłyniętych w regatach klasowych. Przystąpienie do GPI dawało mi możliwość „odrobienia” już na początku mojego sezonu regatowego 500 mil kwalifikacji- to był drugi ważny powód podjęcia decyzji startu w GPI. Plastimo Lorient dawało mi niespełna 200 mil.

Jako mój c.o. skipper popłynął Radek Kowalczyk. Człowiek z największymi umiejętnościami i wiedzą na temat mini w Polsce. Radek posiadał dokładnie taki sam model jachtu w 2015 roku, gdy podjął rękawicę startu w Mini Transat 2015. Jego wiedza i informację, które mi przekazał były bardzo cenne.
Przed startem organizatorzy zmienili trasę wyścigu obawiając się dwóch silnych lokalnych niżów z porywistym wiatrem. Miały one wystąpić w nocy z soboty na niedzielę i z poniedziałku na wtorek. Razem z Radkiem zrobiliśmy dwa modele routingu pogodowego, który w naszym wypadku sprawdzi się w znacznej części. Absolutnie nie chcieliśmy zostawiać czegokolwiek na łut szczęścia czy przypadku! Miało być tak jak zaplanowałem. Oczywiście nigdy nie jest tak, ze zgadza się w 100% jednak w naszym wypadku skuteczność na poziomie 70 % była bardzo dobra.

Pierwszej nocy uderzył nas silny podmuch, tak jak przewidzieli organizatorzy jednak szybko skończył się i mogliśmy rozrefować się. Przyznam, że mieliśmy za mało żagla jak na tą siłę wiatru, jednak nie chciałem ryzykować i zdecydowałem, że tej nocy pojedziemy zachowawczo, co przełożyło się na zostanie w tyle stawki. Po dopłynięciu do Korsyki czekały nas „cierpliwe” warunki wiatrowe, jednak byliśmy na to przygotowani zgodnie z naszym routingiem. Wiatr kręcił jak na karuzeli, tamtej nocy miałem wachtę i przyszło mi zmieniać żagiel przedni sześć razy – A2 85m2, C0 28m2, C0max 48m2, i tak na około. Przy cieśninie Bonifacio dostaliśmy dużo dobrego surowego i zimnego wiatru. Chcieliśmy nadrobić tam stracony czas podczas ubiegłej nocy jednak warunki nie pozwalały na stawianie dodatkowego ożaglowania.


Na Lacalletii dotarliśmy na 11 pozycji w klasyfikacji ogólnej. Po minięciu jej lewą burtą skierowaliśmy się na Giannutri. Tamtej nocy mieliśmy nadmiar wiatru – tak jak przewidzieli organizatorzy. W podstawie 25 knt w szkwałach do 35 knt. Twarda krótka nakładająca się na siebie fala dała nam w kość, tamtej nocy postanowiłem sprawdzić naszego autopilota. Jest to Raymarine Evolution z nowej serii. Tomek Jankowski z Eljacht.pl przygotowała dla nas świetny „zestaw” elektroniki a przed samymi regatami otrzymałem od niego bardzo ważny przyrząd. Antenę GPS z trójosiowym żyrokompasem. Dzięki niemu wiem, jakie przechyły łapie mój statek. Pilot dawał sobie świetnie rade nawet na tak wzburzonym morzu. Tej parszywej nocy były również awarie – Cube EIGHT – 888 stracił maszt, Skippi MINI – 946 połamał ster + kilka innych awarii.

Do czołówki dojechaliśmy całkiem szybo by potem stanąć we flaucie. I w tym przypadku nasz routing okazał się trafny gdyż dobrze oszacowaliśmy moment przyjścia wiatru i dobrego kierunek. Na Giannutri weszliśmy już, jako 6 statek. Tamtego popołudnia razem z Radkiem dotrymowaliśmy jacht tak by szedł jak najostrzej. To dało świetne rezultaty, ponieważ nasz statek szedł ostro a przed dziobem mieniła się nam wyspa MonteCristo. Reszta statków odeszła pełniejszym kursem, do dało nam 2 pozycje w generalce. Przed nami był tylko nasz bliźniaczy jacht 931.

Po przejściu MonteCristo na chwilę wskoczyliśmy na pierwsza pozycję, jednak popełniłem tam duży błąd nawigacyjny gdyż przeszedłem za daleko wyspy obawiając się utraty wiatru przez poduszkę powietrzną mogącą wytworzyć się przy wysokim brzegu wyspy. Straciłem dużo czasu i nadrobiłem drogi a w tym czasie konkurencja nas dogoniła. Ratunkiem był nasz olbrzymi C0max, który przygotowałem jeszcze przed regatami a potem samo C0. Prowadziliśmy, w nocy na małym C0 przy prędkościach 14- 15 knt chwilowej, okucie bukszprytu przy sztagu uległo awarii. Zrzuciliśmy żagle i ostatnia prosta z przepięknym świeżym wiatrem z ostrego baksztagu w postaci 15 – 20 knt została bezpowrotnie utracona. Konkurencja wyprzedzała nas jak Teżewe, polskie Pendolino.


Przed metą, gdy wjechaliśmy w strefę lekkich wiatrów naprawiłem prowizorycznie okucie bukszprytu i postawiliśmy A2, przy 3 knt TWS łódka robiła ok 2 knt. Na kilka kabli przed metą wiatr wyostrzył a my halsowaliśmy się twardo wraz z dwoma innymi jachtami krzycząc do siebie o pierwszeństwo.

Ufff ….. Udało się przejechać jeszcze jeden jacht, który ukończył regaty za nami o cała długość jachtu. Nie obyło się bez kontuzji, ponieważ prawdopodobnie mam pęknięte żebro. Przy każdej pracy czuję ból, nawet podczas jazdy autem, jednak to zbadam dopiero we Francji.

W porcie spotkaliśmy się z kolegami i żywiołowo opowiadaliśmy o swoich przeżyciach i planach na następne regaty. Taki klimat mocno cementuję znajomości i prowadzi je na tory przyjacielskie, co w dzisiejszych czasach nie jest tak oczywiste, łatwe i proste. Zawodnicy z mini to same mocne i twarde charaktery odnaleźć się tam nie jest łatwo a już na pewno trzeba sobie zrobić kilka mil kwalifikacji towarzyskich by przyjęli człowieka jak swojego. Myślę, że udało się, bo za każdym razem, gdy ktoś koło mnie przechodził pytał czy może mi w czymś pomóc.

Spowodowane to było również wczesnym wyjazdem Radka do polski. Samodzielnie musiałem posprzątać jacht, wysuszyć żagle, ułożyć wszystkie elementy na busie, wyciągnąć maszt, poklarować go, wyciągnąć statek, potem balast i wrzucić to wszystko na przyczepę. Czy to dużo? Chyba nie, bo każdy zawodnik klasy mini robi to samo. Tu można zobaczyć ile to kosztuję czasu i pracy jak również jak bardzo Ci ludzie kochają to, co robią, pomimo wszystko.

Mój plan na regaty zamykał się w kilku najważniejszych punktach i wcale nie chodziło o twarde ściganie się:
- Zrobić kwalifikację
- Sprawdzić jacht i prace lin
- Sprawdzić trym masztu
- Sprawdzić trym jachtu
- Potwierdzić kąty pracy żagli i jachtu
- Dopłynąć BEZPIECZNIE, ponosząc jak najmniejsze straty
- Poznać konkurencje
Tych czynności nie da się zrobić tylko i włącznie na treningach. Z pracy statku jestem ogromnie zadowolony, tkwi w nim wielki potencjał i duża moc, muszę dopracować sposoby na wydobycie tych złotych prędkości. Wszystkie te punkty udało się osiągnąć w przeciągu dwóch tygodni, to dobrze, to bardzo dobrze.

Ogromnie cieszę się, ze zmiany mojego pierwotnego planu, te dwa tygodnie dały mi olbrzymią dawkę doświadczenia, ale również utwierdziły mnie w dobrze dobranej drodze technicznego przygotowania.

Ponieważ do artykułu nie zmieściły się wszystkie zdjęcia niebawem uzupełnię go o krótki film z większa ilością zdjęć oraz informacjami dotyczącymi wyjazdu i regat .
